poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 4

Zamknęła komputer i posłała radosny uśmiech Tinie. Rudowłosa odpowiedziała jej tym samym chociaż doskonale widziała, że dziewczyna gdyby mogła wybuchła by z radości. Jose w ostatnich pół godziny gdzieś się zapodział.
-Cieszę się, że mamy to za sobą – powiedziała upijając łyk kawy, na co dziewczyna przytaknęła.
-Przygotowałam ci teczkę co do naszej przyszłotygodniowej kampanii – rzuciła w jej stronę niebieską paczkę pełną dokumentów. Kampania Lawrence – salonu sukien ślubnych prezentowaną przez kobiety otyłe. Wzdrygnęła się ponownie.
Usłyszały ogromny harmider na korytarzu, na co Tina postanowiła to sprawdzić.
-Oho Lance jest wściekły! – zakomunikowała wyglądając na zewnątrz przez szklane drzwi –
Idzie tu!
Doskoczyła do ich wspólnego biurka i w jedną sekundę dorwała się do komputera. Drzwi doskoczyły z hukiem, a w drzwiach pojawił się ich przełożony.
-Ramos! Zbierajcie manatki, Sanchia miała wypadek – zawołał, a Tina która do tej pory udawała zaangażowanie w swoją pracę, podskoczyła jak oparzona.
-Wszystko z nią w porządku? – spytała chcąc się upewnić co jest powodem złości mężczyzny.
-Macie do wykonania robotę. Kia z recepcji poda wam namiary na klienta i miejsce. Za pół
godziny Sanchia miała sesję ślubną.
Zebranie wszystkich rzeczy zajęło im raptem pięć minut. Po drodze złapały Jose, który zdążył rozpakować właśnie auto po porannej sesji w plenerze i nie wyglądał właśnie na najbardziej zadowolonego, że musi to zrobić jeszcze raz.
-Zamówienie wystawione na Sarę Carbonero, to ta prezenterka. Wszystko jest gotowe zewnątrz, tutaj mamy luz – zawołała Tina przeglądając teczkę gdy wsiadała na tylne siedzenie ich służbowego auta. Ona sama poczuła jak jej nogi kamienieją. Jeśli to co teraz powiedziała rudowłosa było prawdą, była skończona.
-Tina – sapnęła czując, że robi jej się gorąco – Nie mogę tam jechać…
Dziewczyna posłała jej zdziwione spojrzenie. Wpatrywała się w nią przeciągle. Nie mogła jej przecież powiedzieć dla czego. Pokręciła głową i opadła na oparcie fotela. Cholera jasna! Prze ostatni miesiąc tak wybitnie udało jej się nie spotkać z piłkarzem i jak na złość wszystko powraca.
Całą drogę starała się zachować kamienną twarz. Nie miała zamiaru pokazać że coś ja gryzie. Już dawno podjęła decyzję, że to zdarzenie jakoś na nią wpłynęło. Już podjęła decyzję, że cała sytuacja nie istniała. Chciała czerpać dobre rzeczy ze swojego dotychczasowego pobytu w Madrycie.
-Jesteśmy spóźnieni – powiedział Jose i miała ochotę się uśmiać. Jose był raczej małomówny z natury.
-To nic – powiedziała chcąc zachować się jak profesjonalistka. Zajeżdżając na parking Zajazdu na obrzeżu miasta dostrzegła, spory ruch.

-Idę zobaczyć co i jak, a wy wyciągajcie rzeczy – Tina wyskoczyła z auta i pognała w stronę dworku. To ona była tu odpowiedzialna za organizację. Ona zaś miała za zadanie fotografować. Dziesięć minut później stała już na eleganckiego tyłach budynku, w eleganckim ogrodzie, z fontanną i drewnianymi ławeczkami . Nie znała przecież koncepcji Sanchi, ale była w stanie coś wymyśleć po przeczytaniu jej notatek.
-To nasza fotograf, tak jak mówiłam w zastępstwie za Sanchię – obawiała się tej chwili ale podjęła decyzję. Odwróciła się jak na zawołanie stając twarzą w twarz z klientami. Na przedzie szła Sara, prezenterka ubrana w elegancką kremową, stylową suknię, w otoczeniu kosmetyczek i fryzjerów którzy cały czas starali się aby nic nie zepsuło się w jej wyglądzie. Tuż za nią szedł Iker. Jezu, ale była zdenerwowana. Czuła się tak niekomfortowo w tej sytuacji. Stojąc tak, obok mężczyzny z którym przez przypadek spędziła noc oraz jego
narzeczonej. Uśmiechnęła się do niej lekko nie zważając na mężczyznę, chociaż doskonale czuła na sobie jego palący wzrok. Dopiero po paru sekundach odważyła się na niego spojrzeć.
-Dass, czemu nie dałaś nam znać, że to ty będziesz robiła nam sesję – usłyszała radosny szczebiot brunetki.
-Bo również się tego nie spodziewałam – powiedziała nieco speszona otwartością dziewczyny. Owszem, poznały się jeszcze przed jej wyjazdem, ale nigdy nie utrzymywały żadnych kontaktów – Okej, sprawa jest prosta. Kilka ujęć, masa zdjęć. Zaczynamy.

Czuła się całkowicie wypompowana i wymęczona sesją którą właśnie skończyła. Przez ostatnie cztery godziny nie robiła niczego innego tylko powstrzymywała oddech. Starała się zachować poważnie ale nic nie mogła poradzić na to, że była tak prostą i emocjonalną dziewczyną.
Skończywszy zdjęcia podziękowała klientom i skierowała się do auta. Nie minęło półgodziny gdy byli gotowi do drogi. Było grubo po siedemnastej i czekał ją jeszcze długi wieczór biurze.
-Dobrze ci dzisiaj poszło Dass – powiedział Jose nie odrywając wzroku od kierownicy.
-Mi zawsze wszystko dobrze wychodzi – pokazała mu język.
W biurze spędził kolejne dwie godziny. Przeglądał zdjęcia z dzisiejszego południa, które prawdę mówiąc były wielką improwizacją, jednak wyszły zaskakująco dobrze. Przez całe dwie godziny jej wzrok lustrował ponad sześćset różnych ujęć Sary i Ikera. Przez cały dzień ignorowała jego spojrzenie, które wręcz wypalało jej dziurę w brzuchu.
-Ja idę do domu Dass – Tina zebrała wszystkie swoje dokumenty i teczki – Proszę przejrzyj papiery które ci dziś podrzuciłam. Chciałabym, aby ta najbliższa sesja naszych pączków wypadła szałowo.
-I tak będzie – odpowiedziała jej nie podnosząc wzroku znad komputera – Do jutra Tina.
Ona również czuła, że potrzebuje iść już do domu. O niczym bardziej nie marzyła jak o
wannie, po tym męczącym dniu, pełnym emocji. Odetchnęła ciężko opadając na fotel i
zgarniając do torebki swoje wszystkie dokumenty. Było już po ósmej wieczór kiedy taksówka
którą wynajęła zatrzymała się na jej osiedlu.
-Dziękuję – powiedziała uprzejmie człowiekowi i zapłaciła za podróż. Jakby nie patrzeć,
był jej wybawieniem, na myśl na podróż autobusem czuła jak opuszczają ją siły. Wchodząc
do mieszkania wszystkie torby i sprzęty zaniosła do pokoju który robił za jej tymczasowy
gabinet do pracy. Nalała wody do wanny jednak przerwało jej dzwonienie do drzwi. Zakręciła
kurki i wytarła dłonie w ręcznik. Była przemęczona i nie planowała, żadnych gości.
-Kto tam? – zawołała kierując się w stronę drzwi wejściowych.
-To ja Iker – zmarszczyła nieco brwi zdumiona tym co usłyszała. Co on tutaj robił? Nie
podejrzewała go o to, że raptem parę godzin po sesji którą dla niego wykonywała pojawi się
pod jej drzwiami.

Odsunęła zamek i otworzyła drzwi , stając z piłkarzem twarzą w twarz.
-Cześć Dass – nie odpowiedziała czekając na rozwój sytuacji. Widział, że nie zbyt ucieszyła
się na jego widok – mogę wejść?
Cofnęła się nadal nie spuszczając z niego spojrzenia.
-Gdzie Sara? – spytała zamykając drzwi i zamek.
-Na imprezie – odpowiedział kierując się do salonu.
-A ty… - zaczęła chcąc wybadać sytuację.
-Chciałem się z tobą zobaczyć…

Zrobiło jej się gorąco. Myśl o tym, że Iker chce w ogóle kontynuować sprawę z ich wybrykiem
napawała ją ekscytacją i przerażeniem równocześnie.
-Dlaczego to dalej ciągniesz ? – powiedziała siadając na blacie kuchennym ze szklanką wody w ręku.
Nie była pewna co on chciał osiągnąć przychodzeniem tutaj, ale miała swoje obawy. Zażąda od niej
czegoś? Nawet nie miała pomysłu by racjonalnie wytłumaczyć jego zachowanie.
Nie miała ochoty rozpamiętywać swoich błędów, ale wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała
się z nimi zmierzyć.
-Nie wiem – odpowiedział wzruszając ramionami. Nie patrzył na nią, jedynie lustrując całe
mieszkanie. Był tu drugi raz, ale za pierwszym razem raczej nie miał głowy do tego aby się nad tym
zastanawiać.
-Sara wyglądała dzisiaj tak pięknie – powiedziała czując, że łzy napływają jej do oczu. Piłkarz
przytaknął nadal na nią nie zerkając.
-Ty również Dass – powiedział w końcu. Poczuła jak zapiera jej dech w piersiach. To co przed chwilą
usłyszała w ogóle nie powinno paść z jego ust. Czemu w ogóle to powiedział? Była zszokowana
i równocześnie zdezorientowana. Przecież… Spojrzała zdziwiona na bramkarza, który teraz
obserwował jej każdy ruch i reakcję – Wyglądałaś dziś olśniewająco. Pełna energii i zapału…
Przełknęła ślinę.
-Przestań – przełknęła ślinę nieco zawstydzona jego słowami – nie możesz…
-Wiem, ale nie mogę przestać o tobie myśleć – powiedział.
Popatrzyła na niego zdziwiona. Naprawdę? Boże, naprawdę to powiedział? To nie mogła być prawda.
-Przestań Iker, po jednej nocy i to jeszcze po pijaku nie możesz…
-Wiem, wiem – powiedział niebezpiecznie się do niej zbliżając. Nie zdążyła nawet zareagować kiedy
podszedł bliżej stając na jej wysokości i nachylając się pocałował ją. Poczuła dotyk jego słodkich warg
i delikatny wczorajszy zarost. Zaparło jej oddechu w piersi.
-To takie niewłaściwe – jęknęła przerywając, ale mężczyzna oplótł rękoma jej twarz. Jedną rękę
wplątał we włosy, a drugą otulił jej szyję.
Jej myśli biegały jak szalone, ale bardzo chciała odwzajemnić pocałunek. Nie była w stanie trzeźwo
myśleć. Poczucie odpowiedzialności za zło które w tej chwili tworzyła było zbyt silne, a jednocześnie
przepełnione wiarą, że oprócz tego niszczycielskiego skutku niesie ze sobą coś więcej.
Oderwała się od niego i oparła głowę na jego klatce piersiowej. Ciągle nie mogła złapać dobrego
oddechu, a i oddech Casillasa był płytki i urywany. Buzowała w nich adrenalina.
-Wiesz, że to trzeba przerwać - pytanie brzmiało bardziej jak twierdzenie. Jego ręce powoli zataczały
kółka na jej kręgosłupie przyprawiając ją o zawrót głowy.
-Wiem, ale ja tego nie chcę – odpowiedział na co uniosła w końcu głowę i pozwoliła sobie spojrzeć w
jego oczy. Stała tu z Ikerem Casillasem, kumplem swojego brata, którego sama zawsze traktowała jak
kumpla… Którego spotkała po trzech latach przerwy i nic nie wskazywało na to, by mieli się ku sobie.
Ponownie przyciągnął ją do siebie. Jego usta błądziły po jej twarzy. Całował jej powieki, policzki, kości
policzkowe.

-Muszę iść – powiedział odrywając się od niej po kilku minutach. Zmarszczyła nieco brwi, zadowolona
z tego obrotu spraw. Chyba musi przemyśleć to co właśnie zrobiła, a nie daj Boże doszło by jeszcze
do… seksu. Umarła by chyba z wyrzutów sumienia.
Brunet chwycił za swoją kurtkę leżącą na oparciu kanapy i skierował się w stronę wyjścia.
-Mogę jutro do ciebie przyjść? – spytał stojąc w drzwiach. Złapał ją za brodę i pocałował prosto w
usta – Proszę.
Kiwnęła nieznacznie głową jakby nie znając właściwiej odpowiedzi, a równocześnie bojąc się spojrzeć
mu w oczy.
Zamykając za sobą drzwi do jej mieszkania, czuła, że to za wiele na jej delikatne skołatane nerwy.

O poranku czuła się jeszcze bardziej zmęczona wszystkim niż wczoraj. Wieczorem postanowiła
odpuścić sobie całe myślenie i zając czymś myśli dlatego pozwoliła sobie na obejrzenie jakiegoś
nudnego romansidła lecącego w telewizji. Z drugiej strony, miała ochotę pluć sobie w brodę za to, że
po prostu nie poszła wtedy spać. Z kawą w ręku pokonała odległość dzielącą jej osiedle do studia w
którym pracowała. Na wejściu już dopadła ją Tina przyprawiając ją swoim szczebiotem o ból głowy.
-Jeszcze kawy Dass? – na moment pojawił się również Jose, za co była mu bardzo wdzięczna. Nie
miała żadnych większych planów na lunch. Najprawdopodobniej uda jej się coś przemycić do biura
i dokończyć pracę nad zdjęciami Ikera i Sary. Musi je oddać do jutra wieczorem. Jej uwagę przykuł
telefon leżący na biurku, wibrujący i mrugający na znak, że ktoś dzwoni. Na wyświetlaczu dostrzegła
imię bramkarza.
-Tina, proszę umów mnie z głównym grafikiem – powiedziała nie odrywając wzroku od komputera i
niezbyt zważając na słowotok rudowłosej i chwytając za aparat. Dopiero gdy dziewczyna zniknęła za
drzwiami gabinetu odważyła się nacisnąć zieloną słuchawkę.
-Chciałem usłyszeć twój głos – usłyszała jego cichy, chrapliwy głos przez co zrobiło jej się nieco
gorąco.
-Nie mam dużo czasu, wysłałam Tinę po grafika – mruknęła w odpowiedzi przywierając całą sobą do
słuchawki jakby miało to sprawić że piłkarz będzie choć trochę bliżej – Spałeś?
-Tak, dopiero wstałem – powiedział i doskonale wyobraziła sobie jak właśnie się przeciąga – A ty co
robisz?
Spojrzała na ekran swojego komputera na którym figurowało właśnie piękne zdjęcie pary młodej.
-Dass? – z zamyślenia wyrwał ją głos mężczyzny.
-Obrabiam wasze zdjęcia – powiedziała znacznie ciszej. Wiedziała, że mogła tym samym popsuć mu
humor, a tego nie chciała. Od wczorajszego wieczora nie wiedziała jeszcze co myśleć na ten temat.
Do pomieszczenia wpadła Tina, a tuż za nią ich firmowy grafik.
-Muszę kończyć – powiedziała wskazując mu miejsce przy biurku.
-Będę wieczorem – powiedział i zakończył rozmowę. Jego słowa podziałały na nią jak wstrząs. To
nawet nie było pytanie, a otwarte zapewnienie.

7 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się ten rozdział. Iker na serio się zakochał w Dass. Chyba, że to chwilowe zauroczenie. Ich romans robi się coraz bardziej niebezpieczny. Mam nadzieję, że dziewczyna nie będzie cierpiała przez bramkarza Realu. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że Iker nie odpuści sobie Dass, co nie jest dobre dla niej i dla niego. On ma narzeczoną, ślub za pasem i nagle zachciało mu się zdradzać? Okropne! Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ;> jak ja uwielbiam takie zakazane romanse. Jest w nich coś takiego niebiezpiecznie intrygującego. Informuj o NN na moim blogu. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział REWELACJA
    Iker widać że za bardzo Sarze nie jest wierny bo siostrzyczka Ramosa jest lepsza....
    Chodź ona próbuje wszystkich sposobów by go od siebie odepchać :D
    Ciekawe, ciekawe
    Czekam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. No, no Ikerku nie ładnie. No ale krew nie woda a majtki nie pokrzywy a ja osobiście za Carbonero nie przepadam :P
    Masz za złe, ze nie informuje cię na Werthersach, ale Ty mi też nie piszesz, więc jesteśmy kwita. :P
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Iker nie odpuszcza. Mam nadzieję, że do ślubu jego i Sary nie dojdzie bo widać, że on nie do końca tego chce. Ciekawa jestem przebiegu jego spotkania z Dass...

    OdpowiedzUsuń
  7. IKER??? nie wierze, cicha woda brzegi rwie:)
    mam małą nadzieję, że nasz bramkarz wszystko sobie na spokojnie przemyśli i ułoży się tak jak powinno być:))
    i oczywiscie czekam na spotkanie Ikera z Dass

    OdpowiedzUsuń